Gdy rodzi się dziecko, jesteśmy dla niego wszystkim… Mamy świadomość, jak bardzo nas potrzebuje, jak bardzo jest od nas zależne, jak jesteśmy dla niego ważni… Świat dziecka to my, rodzice. 

Ale to się w pewnym momencie kończy. Kiedy? Co to oznacza dla nas? I co wówczas możemy zrobić?

 

Świat dziecka – kiedy się poszerza?

 

Kiedy następuje ten moment, w którym inni są również ważni dla naszych dzieci? I kto może być tą ważną osobą?

Sądzę, że w różnych rodzinach jest różnie… Czasem tata odgrywa bardzo ważną rolę od pierwszych dni życia, czasem to babcia, potem może być to niania, a czasem pani ze żłobka czy przedszkola. Po 7 roku życia bardzo ważna jest pani w szkole, a potem koleżanki, koledzy i kolejni nauczyciele oraz członkowie rodziny.

No i bohaterowie bajek i filmów są w tym przypadku jak najbliższe towarzystwo. Dzieci wiążą się emocjonalnie z różnymi ludźmi i postaciami, a zatem czerpią wzorce z różnych miejsc. Ta więź, którą dziecko nawiązuje z innymi, nie jest obojętna ani dla niego, ani dla nas. Dlaczego?

 

Jeśli ktoś dla naszego dziecka staje się ważny,
to ma na nasze dziecko wpływ.

 

Dzieci już przed 3 rokiem życia orientują się, że różni dorośli różnie reagują na tę samą sytuację. Zauważają, że babcia jest przeciwna smoczkowi, a mama nie (lub odwrotnie), że pani w przedszkolu każe zgłosić wyjście do ubikacji, a w domu nikt tego nie wymaga. To oczywiste (szczególnie, jeśli stosujemy kary, nagrody, pochwały i karcenia), że chcąc zasłużyć na pochwałę, dziecko będzie uczyło się takich zachowań, które tę pochwałę przyniosą. A to oznacza, że nie jesteśmy jedynymi ludźmi, których polecenia dziecko będzie wykonywało, czy których wartości będzie podzielało. Dobrze zapamiętałam moment, w którym moja córka sprzeciwiła się jedzeniu mięsa w piątek, bo ksiądz powiedział, że w piątki mięsa się nie je. Konflikt wartości? Dziecko przeżywa go wielokrotnie, a my z nim.

 

Świat dziecka: wspólny front czy autentyczność?

 

Obserwuję dzieci w różnym wieku i próbuję określić: kiedy są one w stanie zyskać na tym, że dorośli mają różne poglądy na te same tematy? Czy powinno się do któregoś roku życia dziecka trzymać „wspólny front” z innymi dorosłymi? Jeśli tak, to kiedy można zacząć „przeciekać” – pokazywać swoje prawdziwe oblicza, być autentycznym?

A może jest tak, że trzymanie wspólnego frontu pomaga nam, a nie dziecku? Dzieci, które mają dwujęzycznych rodziców (np. tatę Anglika i mamę Polkę), wolniej uczą się mówić. Mieszają wyrazy, składnię i odmiany. Ale następuje w końcu taki moment, kiedy mówią oboma językami – płynnie.

Może trzymając jeden front to NAM łatwiej się wychowuje? Czy trzymając się identycznych zasad z mężem, panią w szkole i babcią dzieci, chociaż nie zgadzam się z tymi zasadami, nie jestem przypadkiem złym przykładem dla dzieci? Bo jestem nieprawdziwa? W końcu umiemy nawet dwulatkowi wytłumaczyć, że są pieski, które lubią być głaskane i są takie, które ugryzą, gdy się do nich zbliżysz. Może więc udałoby się wytłumaczyć synkowi, że kiedy mama jest głodna, to wścieka się o byle co, podczas gdy tacie głód nie przeszkadza? Że jedna babcia nie znosi, gdy zostawia się coś na talerzu, podczas gdy druga akceptuje to w pełni.

Wiele lat martwiłam się tym, że nie umiem wytłumaczyć malutkim dzieciom, dlaczego dziadek pali, skoro palenie jest złe. Nie umiałam wyjaśnić, dlaczego pani w szkole zabrania pisania po książkach, skoro ja właśnie w taki sposób książek używam. Było to dla mnie tym ważniejsze, że mam świadomość, jakimi jesteśmy olbrzymami dla naszych podopiecznych. Wydawało mi się, że istnieje jakiś jeden system wartości, którego należy nauczyć dzieci. Dziś już wiem, że jedynie słuszny system nie istnieje…

 

Co więc mogę zrobić,
gdy przestaję być dla dziecka
całym jego światem?

 

Nie ochronię go przed wszystkimi ludźmi, których będę uważała za głupich lub złych. Nie dam rady kontrolować zachowań wszystkich osób zbliżających się do dziecka. Nawet jeśli zamknęłabym je w domu, pod oknem mogą przechodzić panowie, którzy używają wulgarnych wyrazów. A więc na to nie mam wpływu.

Na co mam?

 

1. Mogę świadomie otaczać go ludźmi mądrymi

Takimi, których system wartości mi odpowiada. Mogę starać się to robić długo – nawet wtedy, gdy moje dziecko będzie nastolatkiem czy dorosłym. Bo nawet jeśli w pierwszej chwili dziecko odrzuci jakiś standard (choćby podawanie płaszcza kobiecie przez mężczyznę) i oceni to zachowanie jako „durne”, to przynajmniej będzie wiedziało, że takie zachowanie na świecie istnieje. I będzie mogło kiedyś je wybrać lub nie. Mogę mu zatem pokazać wiele różnych, wartościowych światów.

 

2. Mogę z dzieckiem dużo rozmawiać

O tym, że ludzie są różni. Że poznajemy różnych ludzi po to, by się nauczyć, z jakim typem człowieka jak należy postępować lub kogo należy w przyszłości unikać. O tym, że ludzie są wierni swoim wartościom z jakiegoś powodu – tak zostali wychowani lub doświadczenia ich tak ukształtowały. I dlatego tata Franka nie pozwala na wymienianie się zabawkami, a my pozwalamy w ramach pewnych granic. Mogę też rozmawiać o tym, że dzisiaj zachowanie nauczycielki wydaje nam się idiotyczne, ale być może z pewnej perspektywy ocenię je jako pomocne.

 

Jeśli otoczę dzieci wartościowymi dorosłymi, będą mogły zarówno poznawać różne perspektywy, jak i będą miały okazję zadać tym mądrym ludziom pytania. A więc nie tylko ze mną będą mogły rozmawiać.

 

Konfucjusz powiedział:

„Jeśli analizujesz to, czego się nauczyłeś i uczysz się od nowa, nadajesz się nauczyciela”.

A kimże jesteśmy dla naszych dzieci, jeśli nie pierwszymi i najważniejszymi nauczycielami? Dzięki temu, że nasze dzieci poznają wiele różnych światów, sami będziemy mieli okazję coś przeanalizować i nauczyć się od nowa.

 

Maja