Kolejne spotkanie w Radiu Wrocław za nami. Tym razem rozmawiam z Piotrem Osowiczem o tym, czy gry planszowe są pożyteczne, co zyskują rodzice, gdy grają wspólnie z dziećmi i jakie kompetencje XXI wieku możemy rozwijać przy pomocy gier.

Poniżej możecie wysłuchać zapisanej audycji, a jeśli wolicie czytać, tekst również jest dla Was przygotowany.

 

 

 

Piotr Osowicz (PO): Długo Cię, Maju, u nas nie było, ale jak już przyszłaś, to z impetem, bo masz ze sobą sześć gier planszowych. Dziś będziemy rozmawiali właśnie o nich. Na początek więc pytanie: dlaczego gry planszowe a nie komputery? Czy to jakiś renesans? Wydaje się, że wszystko przeniosło się do komputera, a Ty tutaj przynosisz jakieś archaiczne narzędzia zabawy.

Maja Lose (ML): Co więcej: bardzo drogie, bo gra planszowa dla dzieci kosztuje od 60 do 130 zł. Więc po pierwsze: komputer jest tańszy (kiedy już się go ma), a po drugie nie robi bałaganu – gracze mają do wyniesienia co najwyżej talerzyk po pizzy:-)

PO: No ale z drugiej strony, jak się popatrzy na tę stertę gier, które przyniosłaś, to jest to wszystko takie kolorowe, ładne….

ML: … No właśnie…

PO: A zatem: gra planszowa to strata czasu czy coś pozytywnego, coś, co może nas czegoś nauczyć? Czego?

ESTETYKA

ML: Gry planszowe są zdecydowanie czymś pożytecznym,  są też piękne i kolorowe. Ja się na moment zatrzymam przy tym argumencie, a to dlatego, że jako rodzice powinniśmy dbać o estetyczny rozwój naszych dzieci i pokazywać im elementy ładnie wykonane, eleganckie. W przyszłości nasze dzieci również będą się otaczały takimi elementami i nie mam tu na myśli wychowywania dzieci bogatych, które będą chciały mnóstwo rzeczy. Chodzi mi o to, że w przyszłości dzieci będą umiały odróżnić rzeczy starannie wykonane od tych niestarannych.

PO: Ja jestem z innego pokolenia i mi się gry kojarzą z rzucaniem kostką… Potem: 7 do przodu i tam jest jakiś mieszek złota… Tak sobie wspominam gry planszowe.

ML: I dlatego to, co jest teraz produkowane przez wydawnictwa, różni się od gier, w które graliśmy kiedyś. Ja kiedyś grałam w Chińczyka i nie umiem sobie odpowiedzieć na pytanie „dlaczego chciałam w to grać”?  W Chińczyku rzuca się kostką i na nic się nie ma wpływu! Pionek idzie tam, gdzie mu kostka kazała.

PO: Ja już grałem w trochę lepszą grę, w której mogłam kupować jakąś broń, jakieś miecze, tarcze, ale i tak wiele zależało od kostki.

OBSERWACJA

ML: No właśnie. Jak wykorzystać więc gry? Z jednej strony możemy wspólnie z dziećmi spędzać czas, patrzeć na swoje twarze (co przy grach komputerowych – nawet wspólnych – nie jest możliwe), okazywać emocje, ale przede wszystkim, jako rodzice, możemy te dzieci obserwować. Możemy zauważyć, czy nasze dzieciaki w ogóle lubią grać w gry planszowe. Są takie dzieci, które nie lubią grać i teraz mamy pytanie: dlaczego? Dlatego, że nie lubią rywalizacji? OK – są gry, gdzie nie ma rywalizacji. A może w ogóle nie lubią gier planszowych – nie lubią grać z różnymi ludźmi, wolą gry, w których sami ze sobą się ścigają. A może w ogóle nie lubią się ścigać? Dzięki takiej wiedzy o naszym dziecku, nie będziemy mu proponowali zajęć, które zawierają to, czego dziecko nie lubi.

PO: Czyli to pierwsza obserwacja. 

ML: Podczas obserwacji możemy również zauważyć, jak dziecko reaguje, gdy ma do czynienia z porażką. Jak dziecko reaguje, gdy ma do czynienia z grą, w której na niewiele rzeczy ma wpływ (np. wspomniany Chińczyk).

PO: No to jest ciekawa obserwacja, bo na przykład będąc sam na sam z klawiaturą, możemy sobie pozwolić na każdą reakcję, nawet na zrzucenie klawiatury. Przy grach planszowych nie możemy się tak zachować, bo są jeszcze inne dzieci, inni uczestnicy. I musimy nasze emocje…

ML: Trochę powstrzymać.

PO: Bo będzie wstyd. Również dlatego, że mi nie poszło. Uczymy się robić dobrą minę do złej gry. 

ML: Tak, i tu mamy kolejne pytanie: co potem z tymi emocjami robimy? Bo to, że je na chwilę parkujemy gdzieś (na wątrobie czy w jelitach, w brzuchu lub w głowie), nie jest dobrym rozwiązaniem. Potem dobrze by było gdzieś te emocje wyrzucić z siebie. To jest trochę tak jak ze śmieciami – teraz nie mogę ich wyrzucić, bo ludzie patrzą, ale przecież nie mogę ich nosić wiecznie:-) To my powinniśmy rozmawiać z dziećmi o tym, co zrobić po porażce.

PO: A z Twoich obserwacji co wynika?

ML: Gram w planszówki nie tylko z moimi prywatnymi dziećmi, ale raz w miesiącu Umiejętności Przyszłości organizują za darmo warsztaty z grami. Po to, by przetestować z dzieciakami konkretną grę, ale przede wszystkim po to, by im pomóc rozwinąć jakieś umiejętności. No i kiedy dzieci się znają, chętniej okazują emocje. Gdy się nie znają, są bardzo ostrożne, prawie w ogóle nie pokazują po sobie emocji.

PO: Mówimy tutaj o sytuacji porażki, ale jest też przecież sytuacja zwycięstwa, czasem może nawet „Ja wam wszystkim pokażę!”

ML: I to jest druga fajna obserwacja. Jak się dziecko zachowuje, kiedy wygrywa? Może się zdarzyć, że dziecko poniża innych: „Widzicie? I co? Tacy byliście mądrzy?” To też jest dla nas informacja, bo albo dziecko ma trochę za mało zaspokojonych potrzeb, albo jest powód, dla którego  ono musi się wywyższyć ponad innych.

PO: Czyli mamy już dwie rzeczy. Po pierwsze obserwacja, a po drugie świetna rozrywka. Teraz jeszcze zależy, jaka gra do czego. Na przykład mamy tu SUPER FARMERA od 7 do 99 roku życia. 

 

MYŚLENIE STRATEGICZNE

ML: Grałam w Super Farmera z dzieciakami od 5 roku życia i dają sobie radę. Jest to gra, która rozwija myślenie strategiczne. Super Farmer jest w trzech wydaniach, to wydanie turkusowe (dla Piotra Osowicza niebieskie) jest moim ulubionym. Są w nim przepiękne ilustracje i bardzo fajna kostka. Jest to gra wymyślona przez polskiego matematyka, który podczas wojny musiał zrobić coś, by przeżyć. Produkowali więc z żoną właśnie Super Farmera.

PO: Tu są 4 plansze? 

ML: Jest tyle plansz, ilu graczy.

PO: Jest też wiele śmiesznych zwierzaków. 

ML: To bardzo dobra gra rozwijająca myślenie strategiczne, zarówno dla dzieci, jak i dla dorosłych. Rzucamy dwiema kostkami i w zależności od tego, co na nich wypadnie, możemy zasilić naszą farmę królikami, świniami lub innymi zwierzętami. Króliki można zamieniać na prosiaki, prosiaki na owce, a więc trzeba kombinować, co się bardziej opłaca. Oprócz tego trzeba się ubezpieczyć, czyli…

PO: KRUS!

ML: … mieć psa małego lub dużego, które będą nas chronić przed lisami i wilkami. Mogę nie mieć psa, ale wtedy, jeśli wyrzucę wilka lub lisa, to stracę mnóstwo mojego stada.

 

Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z warsztatów z SUPER FARMEREM

 

PO: Czyli są gry czysto przygodowe, ale są też logiczne i strategiczne. 

ML: Świetną grą strategiczną, na której jest napisane, że można w nią grać od 5 roku życia (ale ja grałam z 4-latkami) są „PĘDZĄCE ŻÓŁWIE. Wyścig do sałaty”. Mało rzeczy w środku, ale tak dużo można z tej gry „wyciągnąć”,  że i dorośli nie powinni się nudzić. Gra wielokrotnie nagradzana.

PO: To jest wszystko bardzo ładnie zrobione. Niesamowita przewaga nad komputerem. Estetyka zwierzaków, żółwi, karteczek,  to wszystko jest bardzo ładne.

ML: Żółwie są leniwe, ale gdy jest sałata na horyzoncie, to się sprężają. W grze trzeba trochę oszukać, nie mówić, kim się jest.

PO: To oszukaństwa ta gra też uczy?

ML: Przemilczenia tego, czego się powinno powiedzieć.

PO: Czyli taka życiowa gra?

ML: Bardzo życiowa:-)

Kolejna gra to „MISTRZ SŁOWA” – uczy ortografii i zasad poprawnego pisania, jest też dobrym wstępem to trudniejszych „SCRABBLE”.

Mam też tutaj grę „RUMMIKUB”. Polega ona na tym, że należy ułożyć w grupach klocki, które wyglądają jak karty do gry. Grupa to na przykład same trójki różnych kolorów, albo kolejne cyfry w ramach jednego koloru (np. 3, 4, 5).

 

Zapraszamy do obejrzenia relacji z warsztatów z grą Rummikub

 

PO: Wyższa matematyka. To uczy pewnie logicznego myślenia…

ML: Tak i przewidywania kolejnych kroków. Można tu zaplanować nawet 4 kroki do przodu. Mój mąż jest w tym mistrzem i ogrywa nas wszystkich:-) To jest powód, dla którego nikt z nas nie chce w to grać.

PO: Od razu jesteście na straconej pozycji. 

ML: Tak, dlatego musi nas namawiać naprawdę mocno albo znaleźć partnera równego sobie (w tej grze).

PO: To dla Was świetne ćwiczenie w przyjmowaniu porażki. Nieustające. 

ML: To też pięknie pokazuje jak reagujemy na potencjalną porażkę. Moja córka się nie przejmuje, raz na jakiś czas z tatą zagra, ja nie gram w ogóle i syn też nie gra. Tak więc widać, że oboje z synem unikamy sytuacji, w których możemy zaliczyć porażkę, a córka nie.

Dotychczas prezentowane przeze mnie gry polegały na rywalizacji. Ktoś musiał wygrać, ktoś być drugi i ktoś musiał być ostatni. I wszystkie miały kostki.

KREATYWNOŚĆ

W DIXICIE rywalizacji jest mniej i nie ma kostki. Wszystko zależy od nas!

PO: Cóż to oznacza?

ML: DIXIT jest grą, w której mamy do czynienia tylko i wyłącznie z kolorowymi kartami. Przepięknymi. Z obrazami, które nie są jednoznaczne. I te obrazy, przez to, że nie są jednoznaczne, mogą się nam kojarzyć z różnymi rzeczami. Moim zadaniem, jako osoby prowadzącej (grę prowadzą wszyscy uczestnicy, na zmianę) jest ukrycie jednej z moich kart i powiedzenie, z czym ta karta mi się kojarzy.

PO: No ja mam tu chłopca i smoka. Chłopiec jest z mieczem. 

karty DIXIT

ML: I teraz jednym się to może skojarzyć z Dawidem i Goliatem, innym się to skojarzy z walką, jeszcze innym ze strachem lub z odwagą. Pozostali gracze mają za zadanie wyobrazić sobie, co mam na swojej karcie i dokładając swoje karty trochę namieszać. Mieszamy wszystkie karty a następnie gracze zgadują, która karta była moja. W ten sposób się okazuje, czy skojarzenia mamy takie same, czy zupełnie inne.

PO: Ja się nie mogę od tych kart oderwać. Mam tu na przykład dwie mrówki walczące na… To chyba są plasterki sera albo pieniądze… Dwie mrówki walczą na szable. Piękne są te karty. 

ML: I przede wszystkim nie są jednoznaczne. I dlatego tak cudownie rozwijają i korzystanie z metafor, i wyobraźnię.

PO: Absolutnie. Rzeczywiście. Na rozwijanie wyobraźni, kombinowanie…. Tu nie ma przegranych i wygranych. Wszyscy są wygrani, grający w tą grę. 

 

Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z warsztatów z DIXIT

WSPÓŁPRACA

No i ostatnia gra. 

ML: BELFEDAR. To moja ulubiona (ostatnio) gra. Nie można jej, co prawda, kupić w sklepach, ale można zamówić na stronie fundacji. W grze wszyscy gracze trafiają do strasznej twierdzy Belfedar, dlatego grafika jest nieco makabryczna.

belfedar 8

W tejże twierdzy utknęliśmy wszyscy – razem cała drużyna. I teraz albo wszyscy razem z niej wyjdziemy, albo wszyscy w niej zostaniemy.

PO: Nie ma indywidualnych ucieczek?

ML: Absolutnie nie.

PO: No i na czym to polega. Jesteśmy w twierdzy i co?

ML: Rzucamy kostką, ale tylko po to, aby się przemieszczać po poszczególnych polach. Sedno gry polega jednak na tym, że mamy do wykonania jakieś zadanie, najczęściej wspólnie. Na przykład: dwie osoby piszą jednocześnie na karteczkach (nie zaglądając sobie przez ramię) wszystkie wyrazy, które kojarzą im się z domem. Potem sprawdzamy, czy chociaż 4 wyrazy na obu karteczkach są wspólne. I co się okazuje? Gdy zadanie wykonuje dwójka dzieci, mają one wspólne skojarzenia: mama, obiad, komputer, łóżko. W 12 wyrazach, które zdążą zapisać, ze 4 się znajdą. Co się okazuje, gdy grają w to i dzieci, i dorośli? Że skojarzenia dorosłych są zupełnie inne. Chodzi więc wówczas o to, by dorosły pomyślał jak dziecko, niejako wszedł w rolę dziecka, aby to zadanie zostało zaliczone. Wszystkie zadania są wspólne. Drużyna musi je wykonać razem.

 

Zapraszamy do obejrzenia zdjęć z warsztatów z Belfedarem:
Współpraca, Kooperacja oraz Myślę – Czuję – Współpracuję.

 

PO: Fantastyczne. Przypomnijmy więc jeszcze: Pędzące żółwie to rywalizacja (i przemilczenie prawdy), Super Farmer to myślenie strategiczne, gospodarność i przezorność, DIXIT to wyobraźnia….

ML: … i metafora, Rummikub to planowanie kilka kroków naprzód, Mistrz słowa to wstęp do ortografii i zasad pisowni.

PO: To naprawdę fantastyczne. Takim zestawem „ogarniamy” parę płaszczyzn rozwoju dziecka. (…) Bardzo Ci, Maju, dziękuję. 

 

Photo by Ray Hennessy on Unsplash

 

 

Pozostańmy w kontakcie