Zabrałam dzieci na wystawę, o której Wrocław huczał wiele miesięcy. Maestro Alessandro Mendini, architekt, designer, grafik, jednym słowem: wielki twórca.

Byłam przekonana, że dzieciom się spodoba. Zachwycona tym, ile potrafi wymyślić jeden człowiek, nastawiłam rodzinę na magiczną podróż w świat designu. No cóż. Odbiór dzieci był jednak inny.

Ale i tak nie żałuję, że poszliśmy wspólnie do muzeum.

Ten wpis możecie też znać z bloga, który prowadzę wspólnie z Anią Romańczuk: IMOMO Twórcze myślenie w praktyce.

 

 

MENDINI: WYSTAWA

Wystawę można było przygotować lepiej. Maleńkie informacje o oglądanych dziełach, nierzadko powieszone w takich miejscach, że ciężko je było znaleźć… Mało ciekawostek. To mógł być majstersztyk, ale chociaż nie był, mnie się podobało. Dla dzieci było jednak za mało interaktywnie. Gdyby dołączono do wydarzenia kilka zajęć dla dzieci, trochę zagadek i miejsce do własnej twórczości, rodzinom byłoby łatwiej oglądać pomysły mistrza.

 

 

Maestro Mendini jest człowiekiem renesansu, żyjącym w XX wieku. Lubię twórców, którzy mają rozmach, ale projektują rzeczy praktyczne. Dlatego lubię chodzić na wystawy wzornictwa przemysłowego dużo bardziej niż oglądać malarstwo czy rzeźbę. Mam w domu korkociąg Mendiniego, bo projektant związał się jakiś czas temu z firmą Alessi i był jej czołowym projektantem.  Po więcej informacji o mistrzu zapraszam tutaj. A na stronę Alessi, by zobaczyć jego inne projekty.

 

źródło zdjęcia

Sądziłam, że dzieci również zachwyci fakt, że jeden człowiek ma tyle profesji, że mógłby obdzielić nimi kilku innych.

Jak się okazało, wystawa nie porwała ich. Ale…  Była świetnym pretekstem do dyskusji.

 

O CZYM ROZMAWIAĆ Z DZIEĆMI W MUZEUM?

 

Nasza dyskusja była momentami nerwowa, bo dzieci były zniecierpliwione, że stoję przy jakimś obiekcie dłużej. Próbowałam wytłumaczyć, co interesującego jest we wzornictwie przemysłowym. W końcu każdy mebel, lampa, flakonik perfum, a nawet tubka pasty do zębów zostały przez kogoś zaprojektowane.

Ostatecznie, nie znaleźliśmy odpowiedzi na poniższe pytania – może Wy pomożecie?

1# Kto decyduje o tym, że jakiś artysta ogłaszany jest wielkim twórcą?

Klienci decydują o tym, czy coś im się podoba i chcą to kupować, ale kto ogłasza, że jeden designer jest wielkim twórcą, a inny nie? Krytycy? Jakaś publiczność?

Z filmami jest łatwiej. Filmy otrzymują nagrody na festiwalach lub nie są na nie nawet zakwalifikowane. Dystrybutorzy decydują się na zakup filmu lub nie. Jeśli tak, to znowu jest szansa na ocenę: kina są pełne lub puste. Krytycy piszą recenzje, a publiczność może wyrazić swoją opinię na przykład na Filmweb. Twórcy mają więc szansę uzyskać informację zwrotną o swoim dziele na wiele sposobów.

Ze sztuką użytkową już nie jest tak łatwo.

2# Jakimi kryteriami kierują się krytycy sztuki?

To jest dla nas prawdziwa zagadka. Poszukuję krytyka sztuki, który przybliży mi te kryteria. Na szkoleniu Odysei Umysłu (międzynarodowego programu rozwijającego twórcze myślenie) dowiedziałam się, że pomysł jest kreatywny, jeśli jest innowacyjny, użyteczny i estetyczny. Takich projektów jest jednak wiele, a krytycy niektóre z nich oceniają wyżej od innych. Dlaczego?

A może wystarczy żyć więcej niż 80 lat i mieć po prostu duży dorobek, by uznano kogoś za wielkiego twórcę?

Jestem przekonana, że Mendini nie podobał się dzieciom tak bardzo jak mnie. Ale ta wystawa na pewno je poruszyła.

 

MOJE WNIOSKI
PO WIZYCIE Z DZIEĆMI W MUZEUM

 

1# Oczekiwanie rodzi frustrację

Zupełnie zapomniałam o tym mądrym zdaniu, kiedy wyciągałam dzieci do Muzeum Architektury. Kiedy następnym razem będę się wybierała na podobne wydarzenie, nie będę opowiadała dzieciom, jak fantastyczne rzeczy tam będą. Nastawię je raczej, na „Zobaczymy, co będzie, może coś nas zaskoczy”.

 

2# Sztuka nie musi się podobać. Ma poruszać.

Przypomniałam sobie wydarzenia, które wzbudzały ogólnopolskie dyskusje. Spektakle, które wywoływały demonstracje. Wystawy, które poruszały emocje. Następnym razem, podczas wizyty z dziećmi w muzeum zapytam je po prostu, co myślą o tym miejscu. I zamiast zachwycać się w samotności, posłucham, co mają do powiedzenia.

 

3# Czasem warto się uprzeć i postawić na swoim

Mamy w rodzinie taką zasadę, że czasem robimy coś wspólnie „dla dzieci” – na przykład jedziemy do Aquaparku, a czasem robimy coś wspólnie „dla rodziców” – na przykład idziemy do muzeum. Wizyta na wystawie dzieł Mendiniego była dla mnie – nie mam co do tego wątpliwości. Uważam, że tak jest OK. Jesteśmy rodziną i to, że każdy ma inne zainteresowania powinno nas raczej łączyć i inspirować niż dzielić. Dlatego pomimo marudzenia z jednej czy drugiej strony udajemy się czasem do miejsc interesujących tylko dla jednego członka rodziny. Ja nie żałuję tej godziny w Muzeum Architektury. Dowiedziałam się, co się podoba moim dzieciom, a co nie i dało mi to podobny efekt jak wspólne oglądanie z nimi bajek.

! EDIT 2018: W czerwcu 2018 roku (3,5 roku po opisywanej wyżej wizycie) Wrocław zakupił rzeźbę Mendiniego za ponad milion złotych.

Wrocławianie głosowali, gdzie dzieło sztuki ma stanąć i ostatecznie prawie dziesięciometrowy Arlekin zdobi plac przed Teatrem Muzycznym CAPITOL. Mogę być dumna, że moje dzieci wiedzą, kim jest Mendini, prawda?:)

Maja