„Jeśli widzę dalej, to tylko dlatego, że stoję na ramionach olbrzymów”.  Te słowa napisał w liście do innego fizyka Isaac Newton, angielski uczony, matematyk, astronom i filozof. Newton miał w ten sposób pokazać, że nie dokonałby tylu odkryć, gdyby nie korzystał z dzieł swoich poprzedników. Tak też najczęściej interpretujemy wypowiedź Newtona, choć można też spojrzeć na nią z innej perspektywy.

 

„Jeśli widzę dalej, to tylko dlatego,
że stoję na ramionach olbrzymów.”

 

Przyjrzyjmy się najpierw najczęstszej interpretacji.

Zdanie wypowiedziane przez Newtona jest parafrazą innych słów, zaczerpniętych z Lukana (II, 10): „Karły umieszczone na barkach gigantów widzą więcej niż sami giganci”.

Żyjemy w czasach, w których trudno jest wymyślić coś nowego bez wzięcia pod uwagę dotychczasowych osiągnięć ludzkości. Mamy tak szeroki dostęp do wiedzy, że nie warto być ignorantem…

Korzystamy więc z wiedzy różnych olbrzymów, z dokonań poprzedników, z badań przeprowadzonych na całym świecie. Olbrzymami nie muszą być naukowcy z dawnych lat – często są nimi współcześnie żyjący ludzie, również znajomi czy uczniowie. Korzystamy z ich ramion nie tylko po to, aby tę wiedzę rozwijać, ale także aby ją negować, poddawać próbom, krytycznie oceniać i testować.

Co jest potrzebne, aby stojąc na barkach olbrzymów, widzieć naprawdę daleko? 

Dobre nawyki myślowe, obróbka dotychczas zgromadzonej wiedzy, umiejętność zadawania odpowiednich pytań oraz zdolność wyciągania wniosków.

 

Czy moje barki są ramionami olbrzymów?

 

 

„Jeśli widzę dalej, to tylko dlatego, że stoję na ramionach olbrzymów.”

 

Na słowa Isaaca Newtona można też spojrzeć z innego punktu widzenia. Dla wielu osób to my jesteśmy olbrzymami. Dla znajomych, z którymi dzielimy się wiedzą. Dla współpracowników, gdy umiemy już coś, czego oni dopiero się uczą.

Ale to przede wszystkim dzieci i młodzież stają na naszych barkach, by zobaczyć więcej. Stają, by zweryfikować to, co dostają od nas, zadawać swoje pytania i budować swoje wnioski. Mam nadzieję, że mimo naszego poczucia względnej nieomylności, kolejne pokolenie będzie umiało spojrzeć na nasze dokonania krytycznie. Musimy jednak przyznać sami przed sobą, z pełną odpowiedzialnością: większość przekonań wezmą na zawsze od nas – dorosłych.

Ta świadomość powinna nas zmobilizować do regularnej weryfikacji naszych zachowań. Na ile jesteśmy proaktywni? Czy jesteśmy wzorem do naśladowania? Jeśli weźmiemy pod uwagę, że młodzi ludzie uczą się również przez naśladownictwo, to czego uczą się nasze dzieci?

Kiedy byłam uczennicą Liceum Muzycznego, pojechałyśmy z żeńskim chórem na festiwal do Belgii. Mieszkałyśmy (po dwie chórzystki) u rodzin z zaprzyjaźnionego liceum. Polska była wówczas biednym krajem, więc co chwila nas coś dziwiło lub zachwycało. To była też niezwykła okazja, by zobaczyć, jak żyją inni. To, co pamiętam najwyraźniej to fakt, że pan domu, w którym mieszkałyśmy, człowiek po 40-tce, wracał codziennie późnym wieczorem, bo… chodził do szkoły.

Mężczyzna z wyższym wykształceniem, mający dobrą pracę, wyjaśnił nam, że uczy się nowego zawodu, bo być może rynek pracy skręci niedługo w inną stronę i on chciałby być na to przygotowany. Jestem pewna, że jego trójka dzieci traktowała to jako normę oraz że tak właśnie sobie wyobrażała swoje dorosłe życie.

Wielu dorosłych chciałoby, aby dzieci były w przyszłości samodzielne, umiały rozwiązywać problemy, były kreatywne i przedsiębiorcze. Aby te wszystkie życzenia mogły się spełnić, dzieci powinny zdobyć wiele umiejętności. A to, co rodzice mogą zrobić dla nich najlepszego, to… najpierw samemu zdobyć te umiejętności. I pokazać, jak się uczyć przez całe życie. Bo właśnie stała edukacja będzie podstawowym zadaniem naszych dzieci.

Maja

 

Na zdjęciu: gwiazda czerwony olbrzym

 

 

Podziel się ze znajomymi

Pozostańmy w kontakcie

Facebook